piątek, 30 października 2009

na Zielonej Wyspie każdy ma parasol:)

Jestem już w krainie wiecznego deszczu i szkockiej kraty... dotarłam w środę w nocy, po szalonej podróży z Białegostoku do Poznania... dlaczego szalonej? Hmmm...w środę o świcie mój brat przywiózł mnie i Elę na dworzec w Białymstoku, skąd miałyśmy jechać do Poznania na lotnisko... i wszystko byłoby dobrze, gdyby  na tablicy wyświetlającej  ODJAZDY  bylo napisane: POZNAŃ, ale nie było. Więc wsiadłyśmy do pociągu na peronie pierwszym, mój brat zapakował walizy na półki i kiedy zajęłyśmy miejsca, coś mnie tkneło żeby zapytać pani siedzącej obok- czy to pociąg do Poznania. Pani zdziwiona pytaniem, odpowiedziała, że absolutnie nie, że ona jedzie do Sczecina...więc zaczełysmy pytać dalej i nim się zorientowałyśmy stałyśmy już przed pociągiem z walizami i plecakami- napewno nie był to nasz pociąg, ale gdzie był nasz? Ruszyłyśmy więc w pogoń z walizami, plecakami, torbami i laptopami  na inny peron... Niestety kiedy wbiegłyśmy na odpowiedni peron- pociąg zaczął ruszać i nie pomogło moje wołanie: "Proszę zatrzymać pociąg, niech pan coś zrobi!!! proszę zatrzymać pociąg!!! Ale pan "pociągowy" oświadczył, że zrobić już nic się nie da i przez chwilę stałyśmy z żalem patrząc za naszym jedynym bezpośrednim, odjeżdzającym pociągiem. Po chwili zadumy (nie zdenerwowania!)  poszłyśmy do kasy po nowe bilety.

Na lotnisku okazało się, że mam nadwage, ale nie ja, tylko moja walizka, więc zaczeło się wypakowywanie i przepakowywanie wszystkiego. Sympatyczny podróżny, który też przepakowywał (i nie on jeden) powiedział mi, że on już ma dwie pary spodni na sobie i zastanawia się, co by tu jeszcze na siebie włożyć... idąc za jego radą poszłam do łazienki wciągnać na siebie jeszcze jedną parę spodni, dwie koszulki, dwie bluzy... dwóch par butów niestety się nie udało. Ale za to wygładałam jak Miś Puchatek i było mi naprawdę ciepło. :)) Stwierdziłam jednak, że Polak zawsze wie jak się dostosować do sytuacji. I takim oto sposobem doleciałam szczęśliwie i z większą ilością ubrań do Edynburga :)) gdzie czekała na mnie niespodzianka, czyli kolega, którego przybycia zupełnie się nie spodziewałam.

Na Zielonej Wyspie każdy ma parasol, zaopatrzyłam się odrazu pierszego dnia, po tym jak zmokłam do suchej nitki. Myślę, że będe miała całą kolekcje parasoli, już szukam różowego w białe grochy ;)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz