piątek, 11 września 2009

Serbia 2009

Tak właśnie!!! Zupełnie niespodziewanie zaskoczyła mnie możliwość spędzenia tygodnia w Serbii :) Propozycja nie do odrzucenia dla uzależnionego podróżnika.... więc jadę odwiedzić starych, dobrych znajomych! Foty i relację z wyjazdu zamieszczę po powrocie :)))

środa, 9 września 2009

Brazylijskich opowieści część trzecia

Guaramirim & Masaraduba 6.11.06
Z rana byłyśmy z Paulą na zakupach, kupiłyśmy mnóstwo brazylijskiej czekolady, kawy i herbaty. Niestety nie mogłyśmy się porozumieć z tubylcami w żadnym nam znanym języku. Wszędzie pytałyśmy: Do u speak english? Po polsku? Parlewu france? Razgawarywajesz na ruskom jazykie? Espaniol? I co?! I nic! :) Wniosek-Brazylijczycy nie uczą się języków... Ale i tak Polski (tzn. staropolski) był częściej spotykany niż np. Angielski. Więc zamiast sklepowych przyjemności postanowiłyśmy podziwiać krajobraz w Guaramirim.
W malowniczo położonym miejscu w górach mieszka pewien wytwórca namiotów o imieniu Marcio.
Namioty są wykorzystywane do celów ewangelizacyjnych w Brazylii i Argentynie. Niesamowite miejsce.

A tutaj kilka ujęć jego rodziny:)

I urocza brazylijska starsza Pani...


...a to jest śmieszny owoc, który widzieliśmy obok domu Marcio...

UWAGA... owoc nazywa się: "Siu-Siu" :))

A na koniec dnia, w pokoju czekała na nas mała niespodzianka...tuż przy drzwiach, piękna, dorodna, uśmiechnięta i wpatrzona w nas.... ŻABA :)
taka jak ta;)

niedziela, 6 września 2009

Rainia & Joinville

5listopada 06 dzień drugi... Zaczeliśmy naszą wyprawę misyjną od małego Kościółka w Rainia i już na pierwszym spotkaniu podczas śpiewania straciłam głos i trudno mi było nawet rozmawiać.
To był mój pierszy kontakt z Brazylijczykami. Jak bardzo różnią się od Polaków, ich temperamet, energia i charyzma przypominały mi czarnoskóre kościoły Gospel w Toronto.
Następne spotkanie mieliśmy w Joinville.
Po powrocie do domu Edwardo, zobaczyliśmy człowieka siedzącego na dachu. Zaskoczeni jego obecnością usłyszeliśmy hiostorię Edwardo, jak to kilka miesięcy temu został napadnięty przez uzbrojonych mężczyzn w jego własnym domu!!! Jednak w niesamowity sposób Bóg ochronił jego życie.
Tym razem Edwardo wynajął prywatnego ochroniarza na czas kiedy tam byliśmy i to on siedział na dachu czuwając przez całą noc.

Ech Brazylia! :)

Z Pamiętnika o Brazylii...

Moja przygoda z Brazylią ropoczeła się 4 listopada, 2006 roku. Wylądowalismy na lotnisku w San Paulo o godzinie 11 rano czasu lokalnego. Mój długo oczekiwany wyjazd do Brazyli w końcu stał się rzeczywistością. W tym prawie 20 milionowym mieście, wszystko wydawało się egzotyczne, nowe, ciekawe, ekscytujące...Jest to największe i najnowocześniejsze miasto w Brazylii. Słynie z wielkich drapaczy chmur, ale także z różnorodności etnicznej. Zostawiając kanadyjską jesień daleko za sobą, wyszliśmy z lotniska mile zaskoczeni pięknym słońcem. Czekał juz na nas 20 0s0bowy bus.

Mieliśmy do przejechania 570 km. do domu pastora Edwardo i jego żony Ester do Araquari. Po drodze zatrzymaliśmy się w restauracji O'Caipirao, gdzie zajadalismy pyszne smażone banany, coś wspaniałego! :)
Razem z Paulinką, moją nową koleżanką z Francji podziwiałyśmy piękne tereny.

sobota, 5 września 2009

lot do Tampy...

9.45 a.m. styczeń 2008- mój Chiński przyjaciel przyjechał, żeby odwieść mnie na lotnisko, jeszcze tylko ostatnie sprawdzenie, czy wszystko spakowane...kiedy wpadają Mari i Zibi, żeby się pożegnać. Wspaniale jest mieć całe mnóstwo przyjaciół, a szczególnie wtedy kiedy w popłochu próbuję spakować torbę podręczną. Mój brat delikatnie zasugerował, że już czas wyruszać...W milczeniu zamykam za sobą drzwi samochodu, wiedząc, że ta podróż to spełnienie moich marzeń, a jednocześnie łzy na policzku mojego przyjaciela.
10.15 a.m. wlokąc się przez lotniskowy ambaras, dotarłam na miejsce gdzie szybko wbijam moje nazwisko do maszyny, żeby wydrukować kartę pokładową, raz, drugi, trzeci, nic nie działa- chyba się zapsuła. Biegne do pani obsługującej kolejkę, tłumacząc moje zamieszanie z maszyną, a ona ku mojemu ogromnemu zdziwieniu -z pięknym kanadyjskim akcentem, próbuje mi powiedzieć, że właśnie się spóźniłam na mój lot do Tampy na Florydzie.... i niestety nie mam szans, że polecę tym samolotem!
To jest jedna z histori, które przydarzyły mi się, w moim szalonym podróżniczym życiu. Ale tym razem uśmiechnełam się do mojego Chińskiego przyjaciela, który tak bardzo nie chciał, żebym wyjeżdzała. Zostałam tydzień dłużej w Toronto, moim miejscu na świecie i domu przez 7 lat mojego życia. :) Floryda musiała poczekać ....